fot: huhu |
Ile razy miałam szczerą chęć przygotowania się wewnętrznego na narodziny Pana Jezusa i ile razy mi się to nie udało?
I co właściwie mi przeszkadzało? Nadmiar pracy, nadmiar obowiązków, brak wewnętrznej dyscypliny, nadmiar innych, dodatkowych zajęć?
Tak naprawdę wszystko po trochę. Tylko czy to może być wytłumaczenie?
Uważam, że nie, a jednak mija jeden Adwent za drugim, a ja nie potrafię sobie z tym wszystkim poradzić.
I zazdroszczę tym, którzy byli przed nami tego, że mieli czas.
Ja go wciąż nie mam, być może coś robię nie tak.
Co mogę zrobić?
No, modlę się. Na razie o to, żeby udało mi się przeżyć ten czas tak, żeby móc choć na moment się zatrzymać. I poczuć, uświadomić sobie, że to już, za chwilę Bóg - Człowiek znowu przybędzie, żeby dać wszystkim kolejną szansę.
Dawniej, czasami w okolicy Wielkanocy, ale i przed Bożym Narodzeniem też mi się zdarzało, że idąc ulicami i patrząc na ludzi, myślałam: czy Wy wiecie, co się za chwilę stanie? Czy Wy wiecie jakie to ważne, dlaczego tak się zachowujecie?
Mam to uczucie gdzieś głęboko w duszy. Próbuję nie zapomnieć. Chcę to czuć i chcę być gotowa.
Proszę.
Komentarze
Prześlij komentarz