foto: saavem |
Ja znowu nie poszłam. Tym razem nie miałam z kim zostawić młodszej córki, która za nic w świecie nie chciała maszerować.
Mąż wrócił po urlopie do pracy, babcia chora, siostra w pracy...
Wiem ze słyszenia, że można sobie z tym poradzić - ktoś może dziecko podwieźć na przykład, tyle, że moja córcia nie pójdzie nigdzie z nikim, nawet z kimś kogo zna. I koniec.
Może uda się za rok. Starsza córa bardzo chciała iść, więc towarzystwo mam zapewnione.
Na razie, jak co roku, pozostała mi modlitwa za pielgrzymów.
Modliłam się za znajome małżeństwo.
Oni poszli w komplecie z dwójką dzieci. I doszli do celu wszyscy.
Ona już 29 raz, on 22.
W ogóle widzę, że jest jakoś tak, że ci, którzy chodzą, chodzą latami i robią wszystko, żeby ten czas pielgrzymki był wolny.
Najbardziej ułatwione zadanie mają nauczyciele, ale i ci, którzy muszą organizować urlop, robią to tak, żeby starczyło go na pielgrzymkę.
Po co oni to właściwie robią?
Z jednej strony widzę, że jest to coś w rodzaju rytuału. Jak niedzielna msza święta.
Ci, którzy chodzą regularnie, nie wyobrażają sobie niedzieli bez mszy, choćby jej naprawdę do końca nie przeżywali.
Z drugiej strony są tacy, którzy tę pielgrzymkę przeżywają, jako najważniejsze wydarzenie w całym roku.
Przygotowują się do niej duchowo.
Ma to być dla nich jednocześnie pokuta i wyproszenie łask, nie tylko dla nich samych.
Ten mój znajomy mąż przed każdym wyjściem do Częstochowy wysyła mi maila, mnie i innym przyjaciołom, z prośbą o modlitwę i z obietnicą modlitwy w naszych intencjach podczas drogi i w samej Częstochowie.
I chociaż z boku komuś, kto jest daleko, może się to wydawać śmieszne, infantylne i bez sensu, myślę, że ma to bardzo głęboki sens.
Myślę, że właśnie tu, w tym momencie pielgrzymowania, stajemy się rzeczywiście Kościołem, czyli wspólnotą.
Ta wymienna modlitwa łączy nas wszystkich i kieruje do Boga.
Bardzo bym chciała tego doświadczyć. Zbieram się od kilku lat.
W tym roku córka była rzeczywistą" przeszkodą", ale kilka lat wstecz po prostu ogarniał mnie strach.
Przed czym tak naprawdę?
Wyimaginowane powody zawsze są bardzo zwodnicze, obawy przed czymś czego nie znamy, a tylko wydaje się nam jakie jest.
Często to wszystko wygrywa z rozsądkiem, pragnieniem doświadczenia.
Nie lubię siebie za to, ale cóż, taka właśnie jestem.
Pozostaje mi prosić Boga o więcej odwagi i w jakiś sposób zawalczyć z samą sobą.
Za rok znowu Pielgrzymka od Częstochowy.
Zawsze mam szansę.
Komentarze
Prześlij komentarz