Przejdź do głównej zawartości

Film Clinta Eastwooda tutaj? No tak, bo piękny i wartościowy

"Gran Torino" to tytuł filmu Clinta Eastwooda z 2008 roku.
Eastwood go wyreżyserował i zagrał w nim główną rolę.
Jak to on od wielu już lat.
Nigdy jednak żaden z jego filmów nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia jak ten właśnie, no może poza "Co się wydarzyło w Madison County"

Dlaczego piszę dzisiaj o takim filmie, o tym właśnie filmie?
Na pierwszy rzut oka nie ma on nic wspólnego z tematyką tego bloga.
I w zasadzie to prawda, a jednak jest w nim coś, co mnie złapało za gardło i trzyma, bo ten film jest o dobrym człowieku, który myśli o sobie zupełnie inaczej.

To film, który do pewnego momentu wydaje się bardzo przewidywalny i sztampowy.
A jest dowcipny, zaskakujący i niosący nadzieję, mimo wszystko...


Oto weteran wojny w Korei o polsko brzmiącym nazwisku, Kowalski.
Zgorzkniały wdowiec, który przez całe życie nie potrafił nawiązać dobrych relacji z synami.
Do tego rasista szczerze nienawidzący "żółtków".
Po śmierci żony ani myśli wyprowadzić się z ich domu mimo, że dzielnica staje się powoli coraz mniej ciekawa, a po sąsiedzku zamieszkują rodziny Wietnamczyków i Koreańczyków.

Walt Kowalski zaprzyjaźnia się z wietnamską rodziną wbrew samemu sobie dzięki miłej dziewczynie, której wcześniej ratuje skórę.
Jej brat, niedojda, z czasem staje się jednocześnie przyjacielem, jak i kimś w rodzaju ucznia, który pod wpływem swojego mistrza staje się powoli mężczyzną.
Znamy to. W ilu już filmach to oglądaliśmy, prawda?

Do tego w dzielnicy działa i uprzykrza życie mieszkańcom gang małolatów, który z czasem staje się coraz brutalniejszy, a rodzina zaprzyjaźnionych Wietnamczyków jakoś tak wyjątkowo znajduje się na ich celowniku.
Starszy pan, którego rodzina najchętniej widziałaby w pięknym domu na pięknym osiedlu wśród ludzi takich jak on, czyli według nich zramolałych dziadków,  postanawia wziąć sprawy w swoje ręce.
Staje w obronie słabszych przyjaciół.

Nie próbuje mediować, nie jest naiwny. Wie, że musi okazać się silniejszy.
Nie pomagają interwencje miejscowego księdza, którego nie poważa z racji młodego wieku, braku życiowego doświadczenia i po prostu dlatego, że nie ceni księży.

Wygląda na to, że dojdzie do krwawych porachunków, przerażony ksiądz też jest o tym przekonany i sprowadza nawet na miejsce policję...
Wszystko kończy się jednak inaczej niż sobie wyobrażaliśmy.

Bardzo ważne i znamienne jest tutaj zdanie, które Walt wypowiada do księdza, nie zacytuję dosłownie, ale brzmi no mniej więcej tak:
"...oni nie zaznają spokoju, dopóki ten gang tutaj będzie ".
Ksiądz odbiera je jednoznacznie, bo kieruje się w swoim myśleniu pewnego rodzaju stereotypem.
Ocenia swojego rozmówcę po sposobie bycia, stosunku do świata, który Walt wszędzie demonstruje, jego stosunku do kościoła  i wiary, nie dostrzega niczego pod spodem.
Nie dostrzega tego, co zdołała dostrzec w Walcie młoda Wietnamka.

I na koniec Walt uwalnia swoich przyjaciół od gangu ze Zdrowaś Mario na ustach.
Nie mogę napisać nic więcej, bo zepsułabym przyjemność oglądania tym, którzy jeszcze filmu nie widzieli.

A dlaczego tytuł "Gran Torino"?
Bo wszystkie kłopoty zaczynają się od pięknego Forda, którego Walt trzyma w swoim garażu i którego już tak przewidywalnie na koniec oddaje swojemu przyjacielowi "żółtkowi".

Piękny film, który warto zobaczyć.
Chwyta za serce i daje do myślenia. Prosty, prawdziwy, piękny.
Bardzo polecam.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kościół to my. Pamiętacie?

foto: Elfin Czy wszyscy już zapomnieliśmy o tym? Przeczytałam wczoraj artykuł Pawła Lisickiego " Europa nie jest drugim Rzymem ". Zanim poczytacie dalej, co chcę powiedzieć, przeczytajcie go. Nie jest długi. Nie napawa optymizmem, bo też sytuacja, w jakiej jesteśmy, nie nastraja do optymizmu. Bardziej chyba jednak od wymowy samego artykułu powaliły mnie niektóre komentarze.

Magda Prokopowicz

Miałam dziś jeszcze nawiązać do tematu modlitwy, bo kiedy pisałam dwa ostatnie posty, pojawiło się w mojej głowie kilka wspomnień i refleksji na ten temat. Jednak dzisiaj będzie zupełnie inny temat. O modlitwie jeszcze napiszę. Dlatego, że obejrzałam film dokumentalny, który bardzo mną poruszył, bardzo mnie wzruszył i bardzo dużo wciąż mi uświadamia. Nie mogę zapomnieć o jego bohaterce . O bohaterce, której już nie ma, która niedawno odeszła.

Co powiedział papież Franciszek

Przeglądając kilka dni temu Internet natknęłam się na taki news: Bóg nie ma magicznej różdżki. To słowa papieża Franciszka, w których odniósł się do związku pomiędzy teorią Wielkiego Wybuchu i teorią ewolucji, i istnieniem Boga. Krótko, treściwie i na temat chciałoby się powiedzieć. Nie będę streszczać, bo możecie przeczytać całość sami i sami wyciągnąć wnioski TUTAJ .