Przejdź do głównej zawartości

Olśnienia

foto: mariask
Zdarza się, że przez jedną, krótką chwilę wiem, znam odpowiedź na dręczące mnie pytanie, wątpliwość, poznaję rozwiązanie problemu, który mam.
To są krótkie, nawet króciutkie chwile i nie zdarzają się często, dlatego nazywam je olśnieniami.


Olśnienie pierwsze

Na świecie od zawsze, od kiedy pojawili się na nim chrześcijanie, są tacy, którzy ich, delikatnie mówiąc, nie lubią.
Na świecie żyje mnóstwo chrześcijan, którzy są prześladowani.
Ja mam szczęście, że urodziłam się tu, gdzie się urodziłam i nie czuję się prześladowana. Co nie zmienia faktu, że mam jakieś takie szczęście, że zawsze mam w swoim otoczeniu sceptyków, przeciwników religii w ogóle lub kościoła lub pokazywania krzyża, nawet na mojej własnej szyi.

Różnie mi się z nimi żyje.
Staram się unikać rozmów na temat mojej wiary z osobami zbyt napastliwymi, bo nic nie jestem w stanie wskórać, każdy argument wzbudza ich śmiech lub starają się być racjonalni, choć z tą racjonalnością to czasem, jak u dzieci w przedszkolu. Z nimi po prostu staram się zachowywać tak, żeby moje zachowanie świadczyło o mnie, bo nie jestem zbyt waleczna.

Inni znowu chcą rozmawiać, ale nie potrafią ogarnąć tego, co im mówię. Tak, jakby rozmawiali głuchy ze ślepym. Traktują historie z Biblii, jak bajki. Bo brakuje im tego czegoś, czym jest łaska wiary. Z nimi jest łatwiej, bo nie wyśmiewają, po prostu nie przyjmują do wiadomości, ale coś ich widać przyciąga, coś nie daje im spokoju.
Modlę się za jednych i za drugich, ale zawsze miałam wyrzuty sumienia, że za mało robię, że nie dość mocno walczę, że zbyt łatwo się poddaję.

I oto, całkiem niedawno, po jednej z takich niefajnych uwag, których często doświadczam, kiedy któregoś razu byłam w kościele i słuchałam kazania, pojawiło się w mojej głowie taka myśl:
"Bez względu na to czy w to wierzysz czy nie, czy Ci się to podoba czy nie, jeśli Jezus jest synem Boga, jeśli żył i umarł na krzyżu i zbawił ludzi, to umarł także za Ciebie, bo Ciebie też kocha. I nie masz na to żadnego wpływu. I teraz Twoja w tym głowa co z tym zrobisz. Masz wybór, a mnie nic do tego, choć mi na Tobie zależy".
Muszę powiedzieć, że poczułam duży spokój.

Olśnienie drugie

Wiecie, jak to jest z chodzeniem do kościoła.
Idziemy bo: Pamiętaj, aby dzień święty święcić. Bo tak trzeba, bo co powie te czy tamten, bo coś tam jeszcze innego, tradycja, wyrzuty sumienia.
Nie mówię, że tak jest z każdym, że tak jest z Wami, ale mnie osobiście zdarzały się takie niedziele, kiedy szłam, bo szłam, ale brakowało w tym iskry, radości, prawdziwej wiary tak naprawdę.

I kilka tygodni temu nagle zobaczyłam w kościele Jezusa, poczułam, że tam jest, że na mnie patrzy, że cieszy się z mojej obecności.
Nie doznałam objawienia, nie jestem od tego dnia natchniona. Spowodowały to prawdopodobnie słowa kazania.
Po prostu jakoś nagle zdałam sobie sprawę z tego, że wszystko, co się odbywa na ołtarzu i pomiędzy nim, a nami, wiernymi, to nie są puste gesty. Poczułam bardziej sercem niż cokolwiek zobaczyłam, że Jezus w tym wszystkim jest, a ja dzięki temu staję się silniejsza, bogatsza, mądrzejsza.
Inaczej przeżywam każdą mszę od tamtej chwili i chcę na niej być.

Co ważne chyba, na koniec, zauważyłam, że żeby olśnienie mogło się pojawić, trzeba sobie odpuścić usilne szukanie odpowiedzi.

Wam też zdarzają się takie momenty?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Święta to trudny czas?

fot: plrang Święta już tuż tuż. Przygotowania trwają. Dla jednych to będą przygotowania duszy i serca w pierwszej kolejności, dla innych wysprzątanie domu na błysk, zrobienie zakupów i prezentów w "świątecznej atmosferze" centrów handlowych. Uff, jak ja tego nie lubię, dobrze, że istnieje Internet i możliwość robienia w nim zakupów:-) Każdy przygotowuje się do świąt na swój sposób i sam najlepiej wie, jak powinien to robić. Ja dzisiaj chciałam napisać o czymś innym.

Kościół - dom Boga

fot. Odan Jaeger Dzisiaj chciałabym się trochę wytłumaczyć ze słów, które napisałam kilka postów wcześniej: Jak mam bronić tego, w co wierzę i kocham, kiedy Oni robią coś takiego? Myślałam o tych słowach kilkakrotnie, wiele raz od czasu opublikowania tego posta. Wiem, co chciałam powiedzieć, a jednocześnie obawiam się, że wiem, jak mogłam zostać odebrana. I bardzo mi zależy na tym, aby moje słowa nie zostały opacznie zrozumiane. Dlatego dziś napiszę - kocham Boga, kocham Kościół, bo jest dziełem Boga i jest wspólnotą nas, wszystkich wierzących. Nie zamierzam z niego wystąpić, ale... Jednocześnie nie mogę zamknąć oczu na zło, jakie się w jego łonie szerzy, nie mogę zamknąć oczu na krzywdę dzieci, nie mogę zamknąć oczu i uszu na kłamstwo i fałsz. Jako osoba wierząca i praktykująca nie zgadzam się na to, tego wszystkiego nie powinno być. Tego nie można usprawiedliwić w żaden sposób. To powinno być napiętnowane, osądzone i wyplenione.

Katoliku, jak tam Twoja wiara?

foto: Maja Petric Twoja wiara katoliku to nie jest kwestia tegoczy Bóg jest, bo Ty, ja, zdecydowana większość ludzkości wierzy, jest przekonana co do tego, że Bóg istnieje. Różnie Go nazywają, różnie interpretują, ale wierzą w to, że jest jakiś Bóg. Bóg pod różnymi postaciami, różnie nazywany, dał początek wszystkim państwowościom na świecie. To wiara taka czy inna gromadziła ludzi, wiązała w społeczności, tworzyła prawa i obowiązki.