Patrząc każdego dnia na ludzi, którzy mówią o sobie: wierzę, można by pomyśleć: nudy, nic się nie dzieje.
Modlą się, lub przynajmniej twierdzą, że się modlą, przynajmniej raz w tygodniu chodzą na mszę, czasem się spowiadają, robią wielkie halo przy okazji każdych świąt...
I właściwie nie widać, żeby ten ich Bóg w jakikolwiek sposób ingerował w życie ich, lub innych ludzi z nimi związanych.
Żadnych cudów, wręcz przeciwnie wokół tylko coraz więcej obojętności, wulgarności i zła, na które On po prostu pozwala.
To prawda my chrześcijanie, katolicy nie świadczymy o Bogu na codzień.
I nie idze tu o jakieś spektakularne, ostentacyjne dawanie świadectwa - modlitwę w miejscu publicznym, noszenie wielkiego krzyża czy oznajmienie wszem i wobec - jestem wierzący.
Raczej chodzi o trzymanie się zasad, dawanie przykładu, wybaczanie, zrozumiennie, pomoc słabszemu, np. śmierdzącemu bezdomnemu. Albo po prostu dbanie o bliskich pod każdym względem. Oj, wiele jest możliwości.
Oczywiście pisząc my, uogólniam, są ludzie, którzy robią to wszystko bez względu na wszystko.
Są na świecie ludzie, którzy umierają za swoją wiarę.
Ja piszę o miejscach takich, jak Polska, cywilizowanych, w których pojedyncze, dobre przykłady gubią się w ogromie obojętności. Jako masa jesteśmy postrzegani jako hipokryci.
Już pisałam, że nie mnie to nie dziwi i że każdy z nas powinien zacząć od siebie samego.
Nie świadczymy o Bogu, ale On ma swój plan. Daje każdemu z nas szansę na to, żeby być Jego świadkiem, ale bez wględu na wszystko i tak robi swoje, a cuda się wydarzają.
I nie myślę tutaj o objawieniach takich czy innych.
Myślę o cudach nawrócenia ludzi, których świat skazał na potępienie, na niebyt, ludzi, którzy popełniali niewyobrażalne zbrodnie, albo uwikłali się w różne brudne sprawy i pogubili.
Rzadko się o tym mówi, media mają "ciekawsze" sprawy.
Czasem jednak można usłyszeć w radio, przeczytać w Internecie, w gazecie.
I o takich cudach, o których gdzieś, kiedyś usłyszałam, chciałabym tu czasem poopowiadać.
Zapraszam.
Modlą się, lub przynajmniej twierdzą, że się modlą, przynajmniej raz w tygodniu chodzą na mszę, czasem się spowiadają, robią wielkie halo przy okazji każdych świąt...
I właściwie nie widać, żeby ten ich Bóg w jakikolwiek sposób ingerował w życie ich, lub innych ludzi z nimi związanych.
Żadnych cudów, wręcz przeciwnie wokół tylko coraz więcej obojętności, wulgarności i zła, na które On po prostu pozwala.
Nasza letnia wiara
To prawda my chrześcijanie, katolicy nie świadczymy o Bogu na codzień.
I nie idze tu o jakieś spektakularne, ostentacyjne dawanie świadectwa - modlitwę w miejscu publicznym, noszenie wielkiego krzyża czy oznajmienie wszem i wobec - jestem wierzący.
Raczej chodzi o trzymanie się zasad, dawanie przykładu, wybaczanie, zrozumiennie, pomoc słabszemu, np. śmierdzącemu bezdomnemu. Albo po prostu dbanie o bliskich pod każdym względem. Oj, wiele jest możliwości.
Oczywiście pisząc my, uogólniam, są ludzie, którzy robią to wszystko bez względu na wszystko.
Są na świecie ludzie, którzy umierają za swoją wiarę.
Ja piszę o miejscach takich, jak Polska, cywilizowanych, w których pojedyncze, dobre przykłady gubią się w ogromie obojętności. Jako masa jesteśmy postrzegani jako hipokryci.
Już pisałam, że nie mnie to nie dziwi i że każdy z nas powinien zacząć od siebie samego.
Bóg działa w sposób nieprzewidywalny dla człowieka.
Nie świadczymy o Bogu, ale On ma swój plan. Daje każdemu z nas szansę na to, żeby być Jego świadkiem, ale bez wględu na wszystko i tak robi swoje, a cuda się wydarzają.
I nie myślę tutaj o objawieniach takich czy innych.
Myślę o cudach nawrócenia ludzi, których świat skazał na potępienie, na niebyt, ludzi, którzy popełniali niewyobrażalne zbrodnie, albo uwikłali się w różne brudne sprawy i pogubili.
Rzadko się o tym mówi, media mają "ciekawsze" sprawy.
Czasem jednak można usłyszeć w radio, przeczytać w Internecie, w gazecie.
I o takich cudach, o których gdzieś, kiedyś usłyszałam, chciałabym tu czasem poopowiadać.
Zapraszam.
Komentarze
Prześlij komentarz