Zdjęcie pochodzi ze strony http://www.nennolina.it/ |
Zastanawiałam się niedawno nad tym czym jest wiara.
Co znaczą jakiekolwiek moje rozważania?
Co znaczą jakiekolwiek ironiczne słowa kogokolwiek z ludzi niewierzących w obliczu takiego świadectwa?
Skąd u takiej małej, niewinnej istoty taka wiara?
Wszelkie argumenty tracą tu jakiekolwiek znaczenie.
Że była zindoktrynowana przez swoich rodziców? A jakie to mogło mieć znaczenie w obliczu fizycznego bólu, jaki przeżywała?
Mały cytat z jednego z jej listów do Jezusa:" "Chciałabym nigdy nie chorować i Ty spraw, bym nie zachorowała. Jeśli chcesz, spraw, bym zaczęła chodzić, ale jeśli nie chcesz tego fiat voluntas Tua"
Miała już wtedy amputowaną nóżkę.
Wyobraźcie to sobie. Wielu z nas narzeka, kiedy boli nas głowa.
Niektórzy mdleją przy pobieraniu krwi.
A ona dzień po dniu cierpiała - ja nawet sobie tego nie potrafię wyobrazić.
Cierpiała i oddawała ten ból Jezusowi. I nie myśłała o sobie.
Ile miała lat? Sześć.
Według mnie tego nie można wytłumaczyć w racjonalny sposób.
Wszelkie argumenty tutaj upadają.
Może była chora psychicznie?
Może nie odczuwała bólu tak, jak inni?
Może, może...
A może jej wiara przenosiła góry, może Jezus był tak blisko niej, że odczuwała Jego obecność?
No, bo niby dlaczego niby nie mam w to uwierzyć?
Kiedy przyglądam się dzieciom, często myślę, że one są mądrzejsze od nas, często myślę, że one wiedzą coś, czego my nie wiemy. Jakby miały kontakt z czymś, co jest poza naszym widzialnym światem.
Może nie wszystkie, ale nie bez powodu przecież Jezus tak chciał, żeby pozwolić im przychodzić do Niego...
Mała Antonietta pisała listy do Jezusa, bo kochała Go wielką, piękną, czystą miłością jak mamę, do której można się przytulić i zaufać.
Pewnie zdarzało jej się płakać, bo była małą dziewczynką, ale przyjęła to wszystko, co przyszło jej przeżyć.
Przyjęła i oddała.
Ile my się możemy od niej nauczyć...
*************************************************
Tak, wiem, Bóg jest okrutny, bo skazał małe dziecko na cierpienie ponad siły niejednego dorosłego.
Koronny argument tych, którzy twierdzą, że jesteśmy idiotami.
Pisałam już kiedyś o moim własnym wewnętrznym buncie i niezgodzie, ale, powtarzam się, jak dla mnie w obliczu życia Antonietty wszelkie argumenty po prostu upadają i lepiej zamilknąć niż mówić cokolwiek.
Komentarze
Prześlij komentarz