Objawienie w Fatimie (zdjęcie pochodzi ze strony http://krysia-55.bloog.pl) |
Muszę powiedzieć, że mocno to przeżyłam.
To dziwne, że w pewnych sytuacjach człowiek reaguje mocniej niż zwykle na sprawy, na słowa, które słyszał przecież nie jeden raz.
Wczoraj całkiem od nowa usłyszałam historię życia Maryi od chwili zwiastowania.
Dopiero wczoraj uzmysłowiłam sobie, na co tak naprawdę ta Kobieta się zdecydowała, ile udźwignęła i kim jest dla nas wszystkich.
Dopiero wczoraj, słowo po słowie, docierało to do mojej głowy, do mojego serca...
Dopiero wczoraj...
Poznałam Maryję
Wczoraj dotarło do mnie, że Ona jest najpewniejszą, niezawodną drogą do serca Jezusa.
Dotąd nie do końca wiedziałam trochę, jak Ją traktować.
Modliłam się do Niej, ale jakoś tak odruchowo - różaniec, Pod Twoją obronę itd.
Tak mnie nauczono.
Wiedziałam np. że Jan Paweł II ma wyjątkowy stosunek do Maryi, ale kojarzyło mi się to Jego przywiązanie z Jego własną historią - wczesną utratą mamy, potem brata.
Ja sama miałam taki jakiś nijaki stosunek do Matki Jezusa, nie potrafiłam się tak naprawdę wobec Niej znaleźć.
Matka Boga
Wczoraj tak jakoś wyjątkowo mocno wyobraziłam sobie Ją jako człowieka z krwi i kości, Mamę, taką jaką jestem ja.
Jej ludzki strach w chwili zwiastowania - bardzo ludzki i bardzo naturalny.
Wyobraź sobie, że siedzisz w swoim pokoju i czeszesz włosy, a tu pojawia się anioł.
Kto?
No, anioł. I mówi Ci, że od tej chwili Twoje życie zmienia się całkowicie, że tak właściwie, to ono już nie należy do Ciebie, że będziesz Matką Boga...
Co byś pomyślała?
Ona się zgodziła. Pewnie, że nie do końca świadomie, bo skąd miała wiedzieć, co ją czeka, ale sercem zaufała Bogu.
To łatwo powiedzieć - czy Ty potrafisz to zrobić w najbłahszej sprawie, tak bez zastrzeżeń?
Potem te upiorne narodziny. Wydawałoby się brak perspektyw - brud, zimno.
A nie porzuciła przecież swojego dziecka.
Były piękne chwile, kiedy na pewno czuła się dumna i szczęśliwa.
I na koniec to potworne cierpienie.
Wyobrażasz sobie, jak to jest czuć ból swojego dziecka, jak to jest mieć świadomość, że jest niewinne , a cierpi, jak to jest pozwolić na to, żeby umarło za innych?
Wyobrażasz sobie? Przecież chcesz swoje dziecko uchronić za wszelką cenę zawsze i wszędzie.
A na koniec Jezus mówi, że ma być Matką dla ludzi...
I Ona staje na wysokości zadania od razu - zawsze jest z apostołami, z ludźmi, z kościołem...
I potem wciąż jest z nami - Fatima, Medziugorie, Łagiewniki...
Maryja może wszystko
Wczoraj dotarło do mnie, że z powodu tego wszystkiego, co wcześniej napisałam, Maryja jest moją wielką nadzieją.
Ona jest człowiekiem, jest kobietą, ma mnóstwo współczucia i miłości w sercu, potrafi nas zrozumieć.
Jest pośredniczką.
Znowu wrócę do Kany Galilejskiej, bo to jest dla mnie osobiście jeden z najważniejszych momentów w całej Ewangelii:
Ona zauważa brak wina - kłopot dla gospodarzy
idzie z tym do Jezusa
On stwierdza, że to nie Jego, ani Jej problem
Ona wydaje ludziom dyspozycje
On zamienia wodę w wino
W zasadzie to Jezus się wobec Maryi zachował jakoś tak niefajnie - był opryskliwy, wręcz niegrzeczny.
A Ona nie skupiła się na tym, nie skupiła się na sobie.
Pokierowała ludźmi z przekonaniem, z wiarą, że On usłyszał i że zrobi, to, o co Go poprosiła.
I zrobił.
To Ona przychodzi do ludzi, mówi, co mają robić, żeby się ratować, Ona troszczy się o nas wciąż tak samo. Płacze nad nami, kiedy nie słuchamy i zawsze wyciąga do nas rękę.
I wstawia się za nami u Jezusa.
Prośmy Maryję o wstawiennictwo
Po prostu.To jedyny, wspaniały, dający nadzieję, orzeźwiający wniosek z tego,co wczoraj przeżyłam, z tego, co napisałam.
To jedyny ratunek dla nas.
Wczoraj wyszłam z kościoła jakaś taka lekka, radosna. Poczułam, że jestem uratowana.
To może trochę dziwne, że pisze to wszystko 40-letnia kobieta, która uważa się za osobę wierzącą.
A może nie?
Pomyślałam sobie właśnie, że dzięki takim "odkryciom", takim olśnieniom ta nasza wiara jest taka piękna, taka może być żywa i bliska naszemu życiu codziennemu.
A to przecież nasza codzienność ma wpływ na to, jaka będzie nasza wieczność.
Komentarze
Prześlij komentarz